Obudziły
mnie rażące promienie słoneczne wpadające przez okno. Chwile zajęło mi
przemyślenie gdzie jestem i jak się tu w ogóle dostałam. Po chwili znałam już
odpowiedź na pierwsze pytanie. Otóż leżałam sobie spokojnie w łóżeczku w moim
pokoju hotelowym, ale za żadne skarby nie przypominam sobie jak tu dotarłam.,
ostatnie co pamiętam to pocałunek z Neymarem i zdjęcie. O nie! Chcę umrzeć nie
pokarzę się więcej na ulicy. Dobra może nie od razu umierać, ale trochę więcej
snu by się przydało. Tak to dobra myśl i
pewnie podjęłabym jakieś dalsze kroki w tym kierunku, gdyby moja poduszka się
nie unosiła, i nie mruczała. Zaraz mruczała? Przerażona szybko otworzyłam oczy
i wyskoczyłam z łóżka. Po drugiej jego stronie właśnie budził się Neymar.
-Co ty tu
robisz?!
-Spałem
dopóki nie zaczęłaś się wiercić i wrzeszczeć- odparł lekko zachrypniętym głosem
-Ale
dlaczego spałeś w moim łóżku?!
-Ciszej
kobieto. Czy ciebie w ogóle głowa nie boli? – zakrył głowę poduszką kompletnie
mnie ignorując
-Właściwie
to boli- powiedziałam sama do siebie. W torebce poszukałam środki
przeciwbólowe, zażyłam jeden popijając wodą stojącą koło łóżka. Właściwie to
wczoraj jej tutaj nie było, ktoś musiał ją tutaj położyć w nocy, ale tym zajmę
się trochę później. Kiedy już jako tako zaspokoiłam pragnienie, doskwierające
mi po wczorajszej imprezie, rzuciłam trzymanymi przedmiotami w gościa śpiącego
na moim łóżku.
-Ałł- od
razu się obudził i zdjął poduszkę z twarzy- dzięki, ale następnym razem
pamiętaj by zrobić to delikatniej
-Nie będzie
następnego razu
-Jesteś tego
pewna?- zapytał, poruszając śmiesznie brwiami, usiadłam obok niego na łóżku i
wtedy do głowy przyszła mi głupia myśl
-Ej, ale my
tej nocy, nic nie …ten… no… wiesz o co mi chodzi- powiedziałam a ten prawie
zachłysnął się pitą wodą
-zważając na
to, że ty jesteś ubrana, a mnie ktoś tylko pozbawił koszulki- spojrzał na mnie
znacząco- to nie my nic ten no tego- znowu poruszał brwiami a mi ulżyło
-Nie patrz
tak na mnie ja cię nie rozbierałam
-Taka jesteś
pewna? Przed chwilą nawet nie wiedziałaś czy my coś ten tego- zaśmiał się z
użytego wcześniej prze ze mnie określenia
-Och zamknij
się, i lepiej nic nikomu nie mów- pogroziłam mu palcem, a ten się tylko zaśmiał
już chciałam mu coś odpowiedzieć, ale przeszkodziło mi pukanie, a właściwie
walenie do drzwi
-Inez!
Inez!- usłyszałam wołanie Fabregasa
-Czego? –
zawołałam nie ruszając się z łóżka
-Nie ma
czasem u ciebie Neymara?- zapytał przez zamknięte drzwi Pique
-Nie. A co
on miałby tu robić? – postanowiłam zgrywać głupka i nie rozgłaszać tego, że
spędziłam z Neymarem noc w jednym łóżku, a ten tylko chichrał się pod
poduszkom. Przynajmniej nie było go słychać.
-A to dziwne
wczoraj jak was tu przyprowadziliśmy…
-Cicho-
zagłuszył go Gerard, ale ja już zdążyłam usłyszeć wystarczająco, by wiedzieć
kto jest odpowiedzialny za szok jakiego doznałam dzisiejszego poranku.
-Że co?! Ja
was słucham?!- szybko znalazłam się przy drzwiach, otworzyłam je by ujrzeć jak
dwójka piłkarzy szykuję się do ucieczki- O nie moi kochani- wciągnęłam ich do
pokoju za koszulki- Teraz opowiecie mi wszystko ładnie, o co chodziło z tym
pomysłem by umieścić nas razem w pokoju i kto to w ogóle wymyślił?
-Czemu się
tak denerwujesz? Przecież nic się nie stało
-Ale mogło
się stać
-Ale nie
stało- upierał się przy swoim Pique
-Dobra to
czyj to był pomysł?- zapytałam a wtedy Fabregas , pokazał palcem na Gerarda, a
Gerard na Fabsa. No jak w przedszkolu. Zaczynam się zastanawiać czy ja opisuje
życie podczas mistrzostw piłkarzy najlepszego klubu, czy dzień z życia
przedszkolaka.
-Ej co ty na
mnie pokazujesz?- oburzył się Geri, kiedy zorientował się co robi jego
przyjaciel- przecież to ty gadałeś jak to oni ładnie razem wyglądają, i jaką fajną parom mogli by
być…
-Że co?!- obudził się nareszcie napastnik i usiadł na łóżku
-O Neymar,
wszędzie cię szukaliśmy- próbował zmienić temat Pique- kto by się spodziewał,
że znajdziemy cię akurat tutaj
-Nie
zmieniaj tematu, tylko gadaj jakie głupie pomysły chodzą wam po główkach
-Oj no bo to
wszystko jego wina- poddał się Gerard i opowiedział nam wszystko jak to Fabs
widział nas wczoraj całujących się i postanowił sobie doprowadzić nas przed
ołtarz
-I udałoby
mi się, gdyby nie te wścibskie dzieciaki- wyjechał z gadką ze ScoobyDoo
-Fabsiu nie
ta bajka
-Oj no udało
by mi się. Gdyby Pique nie wygadał planu. I wreszcie byłbym świadkiem na czyimś
ślubie- posmutniał widać, że mu na tym bardzo zależało
-Fabsiu,
obiecuje ci, że zostaniesz moim świadkiem na ślubie- zapewniłam przyjaciela- o
ile mój przyszły mąż się na to zgodzi-
dodałam ciszej, wątpię bym takowego znalazła
-Jej!-
zawołał zadowolony- zastanę świadkiem na ślubie Inez. Neymar się na pewno
zgodzi- z tak radosnymi okrzykami
wybiegł z pokoju, nie dając mi wytłumaczyć, i wyprowadzić go z błędu
-A więc,
przyszła, żono- podkreślił dwa ostatnie słowa- co teraz robimy?
-Nie nazywaj
mnie tak i idź się przebierz do siebie, bo na śniadanie trzeba iść
-Dlaczego
mam tak nie mówić? Przecież bierzemy ślub
-Moje
niedoczekanie- skomentowałam tylko
-Kotku, ty
mój kwiatuszku, perło moja najdroższa cóż mam uczynić byś za mnie wyszła- wydurniał się
-Hmm naucz
się mojego języka- pomyślałam, że śmiesznie by było posłuchać jak mówi po
Polsku, ale to nie zmienia faktu, że nie będzie żadnego ślubu
-Już pędzę
szukać korepetytora- ukłonił się i wybiegł na korytarz, bez koszulki, ale to
drobiazg.
Kiedy
wreszcie zostałam sama wzięłam prysznic, ubrałam się i zeszłam do hotelowej
restauracji, gdzie czekała już większość. Dosiadłam się do chłopaków którzy się
jakoś dziwnie uśmiechali
-Neymar do
mnie- zawołał trener wchodząc do pomieszczenia. Wszyscy nagle spoważnieli, i
oczekiwali tego co się stanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz